niedziela, 22 kwietnia 2012

Rozdział 3

Rano wstałem, szybko się umyłem, ubrałem, nawet śniadania nie zjadłem. Prawie spóźniłem się do studia nagraniowego. Dzisiaj nagrywaliśmy "Drunk". Na szczęście udało mi się dotrzeć na czas i nie musieli na mnie czekać. Zaczęliśmy nagrywać:

I wanna be drunk when I wake up
On the right side of the wrong bed
And every excuse I made up
Tell you the truth I hate
What didn't kill me
It never made me stronger at all
...

Gdy skończyliśmy, wszyscy poszliśmy do pobliskiej restauracji zjeść zasłużony lunch. Kiedy nagrywamy, staram się, żeby wszystko wyszło perfekcyjnie już za pierwszym razem, dzięki temu nie musimy spędzać w studiu prawie całego dnia, tylko jakieś 2 godziny. Czasami, mimo moich starań wkradają się jednak jakieś drobne niedociągnięcia, dlatego powtarzamy nagrywanie. Tym razem, na szczęście wszystko poszło szybko i sprawnie.

Restaurację, do której weszliśmy, odwiedzamy zawsze po nagraniu. To już taka nasza tradycja odkąd zaczęliśmy współpracę. Ja zawsze zamawiam omlety z dżemem i herbatę owocową albo kawę.

Po zjedzeniu posiłku pożegnaliśmy się, więc miałem czas dla siebie. Dopiero teraz zacząłem myśleć o Kate. Zły pomysł. Nie znam dziewczyny, a myśli cały czas ciągną mnie w jej stronę. Przypomniałem sobie, że mieliśmy iść razem do kina, a w zamian za to będę - że tak powiem - prezentem urodzinowym dla Jenett. Moim zdaniem dobry układ, znaczy się, dla Jenett mógłbym być prezentem urodzinowym nawet za darmo, strasznie tą mała polubiłem, ale był to dobry pretekst do spędzenia czasu razem z jej starszą siostrą. 

Wyjąłem z kieszeni komórkę, przypominając sobie, że mam zapisany numer dziewczyny. Ale niby co miałbym jej teraz powiedzieć? Mówiła, że czas będzie miała najwcześniej w przyszłym tygodniu. Ech... Dałem sobie z tym spokój i schowałem telefon z powrotem. Spacerowałem trochę po parku, na szczęście ludzie znają mnie tu od dawna, dlatego rzadko zdarza się, żeby zaczepił mnie jakiś fan proszący o zdjęcie albo zapłakana fanka prosząca o autograf. Jasne, czasami podchodzą do mnie tacy ludzie, ale zazwyczaj są to w ogóle nieznane mi osoby, najczęściej turyści albo kuzyni i kuzynki sąsiadów. Poza swoją dzielnicą Londynu zazwyczaj chodzę albo z ochroniarzami - nie za bardzo to lubię - albo z przyjaciółmi, czasami z rodziną.

Krążąc tak po tym nieszczęsnym parku, nawet nie zauważyłem kiedy nogi zaniosły mnie pod dom Kate. Nie chciałem, żeby pomyślała sobie, ze jestem jakimś psychopatą, który ją cały czas obserwuje, czy coś, więc odwróciłem się na pięcie z zamiarem powrotu do domu, ale usłyszałem jej głos...

- Hm... Może spotkamy się jutro, co? Bardzo cię proszę, kochanie.

Kochanie?! Do kogo ona to powiedziała? Na szczęście nie zauważyła mnie, bo stanąłem za krzakami. Stwierdziłem, że sprawdzę z kim rozmawia.

- Wiesz, że jutro nie mogę, spotkamy się w sobotę, obiecuję - odpowiedział chłopak z czułością. Jego głos wydał mi się znajomy, dlatego bardzo wytężyłem wzrok, by zobaczyć kto to. Odległość, która nas dzieliła była dość duża, więc nie widziałem szczegółów, w dodatku te krzaki... 

Po chwili ona rzuciła mu się na szyję i zaczęli się całować. Rzygać mi się chciało. Ale kim do cholery jest ten facet? Pożegnali się i chłopak zaczął podążać w moim kierunku. Zbliżył się w stronę krzaków, za którymi stałem, na tyle, że rozpoznałem go. To on?! ON?!

Jedna myśl kotłowała mi się w głowie: ZAYN MALIK.

Serce waliło mi jak młot. Chłopak aktualnie szedł alejką. Poszedłem za nim. Na rynku wszedł do kawiarni, więc stałem chwilę na zewnątrz, po czym wszedłem do środka. Zamówiłem kawę i odszukałem wzrokiem chłopaka. Tak, to na pewno był Zayn.

- Hej Zayn, mogę się dosiąść? - przywitałem się. Mogę się założyć, że mój uśmiech wyglądał trochę sztucznie, ale musiałem się do tego zmusić, przecież chłopak o niczym nie wiedział.
- Hej Ed, jasne, siadaj - odpowiedział. Jego uśmiech za to, był sympatyczny i prawdziwy.
- Co tam u ciebie słychać?
- Hmm... A nic ciekawego, z chłopakami w tym tygodniu wylatujemy do Ameryki na trasę koncertową.

Czyli dlatego Kate może spotkać się ze mną dopiero w przyszłym tygodniu. Po prostu chce ostatnie kilka dni spędzić ze swoim chłopakiem, z Zayn'em. Wszystko się we mnie zagotowało, ale starałem się tego nie okazywać.

- A u ciebie Ed, co tam? - zapytał grzecznie.
- Też nic nadzwyczajnego, wczoraj podpisywanie płyt, w przyszłym tygodniu, we wtorek urodziny kumpla, za 2 tygodnie koncert tu, w Londynie... - kino z Kate, twoją dziewczyną...
- Tak... Kate, znaczy się moja dziewczyna mi mówiła o koncercie.

Czyli są razem! Jego słowa potwierdziły moje podejrzenia! Co ja teraz zrobię? Zakochałem się w dziewczynie kumpla...

- Wczoraj poznałem Kate, bardzo sympatyczna dziewczyna - starałem się zachować spokój.
- Wiem...
- Ile już razem jesteście? - Musiałem, po prostu musiałem spytać!
- Och... No, jakieś pół roku, coś koło tego.
- A co ciekawego u chłopaków? - Stwierdziłem, że wiem już wystarczająco dużo, że więcej informacji nie dam rady utrzymać bez chociażby minimalnego wybuchu złości, a może bezradności?
- Harry zapewne teraz rozrabia, Lou wcina marchewki, Niall... ogólnie coś wżera, a Liam usiłuje nad tym chaosem zapanować, czyli to co zwykle.

Spojrzałem ostentacyjnie na zegarek i powiedziałem:

- Kurcze, muszę już lecieć. Do zobaczenia, stary.
- Na razie!

Tak naprawdę mógłbym tam siedzieć do późnej nocy, ale miałem już wszystkiego dosyć.  Wróciłem prosto do domu, najszybszą drogą. Poszukałem kluczy w kieszeni, kiedy w końcu je znalazłem, z nerwów nie umiałem trafić do zamka. Jest, udało się! Jak zawsze, do moich nóg przybiegł Malcolm żeby się przywitać. Zaczął się łasić i mruczeć, niestety nie miałem nastroju do zabawy, wiec wziąłem go na ręce, zaniosłem do salonu i postawiłem go na fotelu. Sam ułożyłem się na kanapie.

Co ja teraz zrobię?!

środa, 18 kwietnia 2012

Rozdział 2

Pod pretekstem pójścia do łazienki, wstałem od stolika. Przechodząc obok niej specjalnie się odwróciłem. Tak! To ona! O Boże, jaka ona ładna... Szybko wszedłem do toalety, żeby nie zauważyła, jak wnikliwie się jej przyglądam. Obmyłem twarz chłodną wodą, od razu lepiej. Gdy wyszedłem, miałem ją centralnie naprzeciwko siebie. Dopiero teraz zorientowałem się, że siedzi z kimś, z jakimś chłopakiem, był do mnie odwrócony tyłem, więc nie miałem jak go rozpoznać. To głupie, ledwo dziewczynę znam, ale stałem się zazdrosny. Jak gdyby nigdy nic wróciłem do swojego stolika. Gdy tak siedziałem bezczynnie patrząc przez okno, nawet nie zorientowałem się kiedy ktoś się do mnie dosiadł. Leniwie odwróciłem głowę w kierunku przybysza. Niemalże podskoczyłem, gdy zobaczyłem ją, JĄ!

- Hej - przywitała się i od razu zarumieniła, jak mi się to cholernie podobało...
- Cześć - uśmiechnąłem się do niej. - Gdzie twój towarzysz?
- Już sobie poszedł, musiał coś załatwić. Ja też miałam już wracać do domu, ale zauważyłam Ciebie i stwierdziłam, że się dosiądę. Właśnie... Nie przeszkadzam?
- Nie... Skądże.
- Kiedy grasz jakiś koncert w Londynie?
- Hmm... za około 2 tygodnie w centrum handlowym, tam gdzie dzisiaj było podpisywanie płyt, a co?
- Mam zamiar zrobić prezent urodzinowy małej Jenett.

Ta mała była przeurocza, też miała - jak siostra - piękne - ale blond - loki i zielone oczy.

- A może chciałabyś załatwić jej na przykład... no nie wiem, spacer ze mną, wyjście ZOO, wypad do kina? Jestem otwarty na propozycje - powiedziałem.
- Miło, że to proponujesz! Świetny pomysł, na pewno będzie wniebowzięta - klasnęła w dłonie.
- Ale jest pewien warunek - strzelił mi w tym momencie do głowy pewien pomysł.
- No tak, pieniądze. Zapłacę ci, nie martw się, nie jestem skąpa.
- To fajnie, ale nie o to mi chodziło.
- Tak? To o co?
- Pójdziesz ze mną do kina, film sama możesz wybrać, zdam się na ciebie - powiedziałem to z delikatnym uśmiechem i zakłopotaniem, które starałem się jak najbardziej ukryć. Zrobiła duże oczy i odpowiedziała:

- Ja... Jasne. Z chęcią.

Była bardzo zaskoczona moją propozycją, ale miałem nadzieję, że  nie rozmyśli się po głębszym zastanowieniu. Na szczęście, nie zrobiła tego. Gdy opanowała emocje, nawet lekko się uśmiechnęła.

- Więc... Kiedy masz czas? - zapytałem.
- W przyszłym tygodniu najwcześniej, poza tym, muszę się zastanowić nad filmem.
- Perfekcyjnie, przyszły tydzień mam prawie cały wolny, oprócz wtorku, poza tym jestem do dyspozycji - zaczęliśmy się śmiać.

Jeszcze trochę porozmawialiśmy. Ona opowiedziała mi o swojej rodzinie, szkole... Ja, o tym jak zaczęła się moja przygoda z muzyką i skąd czerpię inspirację do piosenek.

Kate była bardzo zabawna i otwarta. Dobrze mi się z nią rozmawiało. Niestety po chwili spojrzała na zegarek:

- Ojej... Późno już, niestety muszę już iść - wyglądała, jakby posmutniała. Mnie od środka rozerwała niemalże rozpacz. Miałbym ją stracić z oczu? Dla mnie nawet te kilka godzin rozłąki byłoby męką.

- Zaczekaj! - złapałem ją za ramię - zaczekaj, odprowadzę cię, już ciemno. Nie chcę, żeby coś ci się stało.

Kontynuowaliśmy naszą wcześniejszą rozmowę, żartowaliśmy i śmialiśmy się. Dziewczyna była naprawdę cudowna.

Szliśmy wąska alejka w parku, więc miałem ja blisko siebie. Było mi z tym naprawdę dobrze, ona też nie wyglądała na niezadowoloną. W końcu doszliśmy do dużego domu na przedmieściach. Panowała tam cisza, jak makiem zasiał.

- Jaka tu cisza... - Powiedziałem.
- Zazwyczaj tak tu jest. Nasi sąsiedzi w większości składają się z osób starszych lub rodzin z dziećmi, więc wieczorami nie za bardzo ma kto tutaj szaleć.
- Och... Więc to ty robisz tu za tą niegrzeczną, tak? - Znowu wybuchnęliśmy śmiechem. Jednak szybko go stłumiliśmy, żeby nikogo nie zbudzić.

Było już grubo po 23, nie chciałem żeby miała przeze mnie jakieś problemy.

- Podałabyś mi swój numer? - Zapytałem.
- Oczywiście, sekundkę.

Po chwili miałem ja już zapisaną w kontaktach. Pożegnaliśmy się. Gdy wchodziła przez bramę, jeszcze raz się obróciła, a że ja cały czas stałem w miejscu i bacznie ją obserwowałem, zarumieniła się, przelotnie uśmiechnęła i szybko zniknęła mi z oczu. Dopiero wtedy obróciłem się i wróciłem do domu tą samą alejką, którą szedłem z Kate.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdzial 1

Po ostatnim koncercie nieźle zabalowałem. Nie pamiętam nawet, jak udało mi się dotrzeć do domu i dlaczego obudziłem się na podłodze w sypialni. Cud, że dotarłem chociaż do sypialni, to że nie do łóżka, przemilczmy. Męczę się z okropnym kacem, boli mnie głowa i jest mi niedobrze. Nie mogę się tak ludziom pokazać, ale jestem umówiony na podpisywanie płyt… Trzeba się wziąć do roboty. Ugotowałem sobie rosół, zjadłem go, umyłem się i przebrałem, jak zwykle w jeansy i pierwszy - lepszy, kolorowy T-shirt. Potem wyszedłem przed dom, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Z tego co widziałem w lustrze, gdy układałem włosy, nie wyglądałem źle. Może jakbym się trochę nie wyspał, ale nic poza tym. Po kilku głębszych wdechach poczułem się zdecydowanie lepiej i zadzwoniłem po swojego szofera. Kiedy na niego czekałem, przejrzałem twittera, follownąlem kilka osób…

W końcu zaparkował na podjeździe, a ja wpakowałem się na tylne siedzenie. W centrum Londynu staliśmy przez około 20 minut w korku, na szczęście miałem jeszcze prawie godzinę czasu. Mieszkając w Anglii, trzeba przewidywać niektóre rzeczy. Mimo korków udało mi się dotrzeć na czas. Wszedłem z dwoma ochroniarzami tylnym wejściem. Moim oczom ukazał się wielki tłum. Po schodkach wszedłem na podest, na którym ustawiony był stół i krzesło. Gdy wszyscy mnie zauważyli, zaczęli krzyczeć i klaskać. Potem chórem zaśpiewali „Give me love”, przywitałem się z nimi, usiadłem na krześle i zacząłem podpisywać płyty. Tłum podszedł bliżej. Co jakiś czas przybijałem ludziom piątki, odbierałem prezenty od nich, rozmawiałem... Przyszło kilka dziewczyn, które strasznie się wzruszyły na mój widok, więc je przytuliłem. Jedna, mała dziewczynka próbowała się do mnie przecisnąć przez gęstwinę ludzi, była już bardzo blisko i wtedy, któraś z moich fanek podniosła ją do góry tak, że widziałem ją doskonale. Podeszły obydwie, mała uśmiechnęła się przyjaźnie i powiedziała, że uwielbia moje piosenki i że cały pokój ma obklejony moimi zdjęciami. Tak się tym wzruszyłem, że wstałem i wziąłem ją do siebie, na podest. Przez jakiś czas siedziała u mnie na kolanach nucąc swoje ulubione piosenki: „Lego House”, „Be like you”, „Open Your Ears” – czym mnie zaskoczyła, bo to stara piosenka. Po chwili zaczęła nucić coś innego. Na początku nie umiałem sobie przypomnieć tytułu piosenki.

-Mała, jak się nazywasz? - Janett - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
- A jaką piosenkę przed chwilą nuciłaś? - zapytałem, nie mogąc się powstrzymać.
- „Moments” od One Direction - Janett zarumieniła się.
- O! Znam chłopaków z One Direction - już wszystko sobie przypomniałem.-A wiesz, że ja napisałem tą piosenkę dla nich?
- Naprawdę?! Ale super! To już wiem, dlaczego ona jest najfajniejsza - zachwycała się mała.
Trochę się jeszcze pośmialiśmy, ale po chwili przyszła starsza siostra dziewczynki.
- Janett, zejdź już, proszę. Daj mu skończyć podpisywanie płyt. – Niecierpliwiła się.
-Spokojnie, nie przeszkadza mi. – Uspokoiłem. - A ty, jak się nazywasz?
- Kate – zarumieniła się.

 Na oko, miała około 18 lat. Ładna była. Długie, kręcone, brązowe włosy, zielone oczy, ładny przyjazny uśmiech i teraz te rumieńce… Nie mogłem jej się za bardzo przyglądać, bo mając nos w płytach było to trochę utrudnione.
- Dobra mała, siostra się niecierpliwi, a nie chcę żebyś miała przeze mnie problemy, idź – uśmiechnąłem się do małej Jenett, a do jej siostry puściłem oczko. Czy da się bardziej zarumienić?
Reszta dziewczyn szalała pod podestem, wszyscy śpiewali, tańczyli i podchodzili do mnie pogadać. Gdy podpisałem wszystkie płyty, zawołałem jednego z ochroniarzy:
-Przepraszam! Proszę pana, mógłby pan podać moją gitarę? Jest na dole, za podestem.

Nic nie powiedział, ale ją przyniósł. Wstałem, podszedłem bliżej krawędzi i zacząłem śpiewać „The A Team”, czym wywołałem głośny aplauz. Gdy skończyłem, ukłoniłem się i wyszedłem. Lubię to. Przebywanie z fanami, bycie po prostu blisko nich, jest dla mnie cudownym doświadczeniem.

Wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu. Ból głowy spowodowany kacem już dawno minął, na szczęście. W domu nie wiedziałem co ze sobą zrobić, strasznie mi się nudziło, więc stwierdziłem, że wyjdę się przejść. Nogi same zaniosły mnie do centrum. Przeglądałem wystawy sklepowe, niestety nic ciekawego nie znalazłem, dlatego też poszedłem do ulubionej restauracji. Nie wiem czemu, ale nie potrafiłem przestać myśleć o Kate… Cały czas miałem ją przed oczami, jakby w tej chwili tu stała… Wchodząc do restauracji nie rozejrzałem się, podszedłem prosto do lady i zamówiłem wodę z cytryną. Jakoś tak wyszło, że na nic innego nie miałem ochoty. Wziąłem szklankę do ręki i usiadłem przy stoliku pod oknem. Zazwyczaj tam siadam, bo widzę wszystkie inne stoliki i mogę obserwować ludzi. W tym momencie rzuciła mi się w oczy burza brązowych loków. Skądś ją kojarzę… O mój boże! Teraz do mnie dotarło, że właścicielka loków, to chyba Kate.